• 19 000 produktów
  • Darmowa dostawa
  • Wysyłka w 24 godziny
  • 2600 punktów odbioru
 
 

Karp

W połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Koleżanka Małżonka wysłała mnie w Wigilię rano do Warszawy po karpia w czymś tam. Karpie te, niewyobrażalnej wręcz dobroci, produkował jedyny punkt garmażeryjny w Warszawie i okolicach.

Świąteczne nakrycia na stole

W połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Koleżanka Małżonka wysłała mnie w Wigilię rano do Warszawy po karpia w czymś tam. Karpie te, niewyobrażalnej wręcz dobroci, produkował jedyny punkt garmażeryjny w Warszawie i okolicach.

Pamiętajmy jak było, ale właściwie, po co ja to piszę? Kto z racji wieku pamięta, ten wie, a kto był za młody, może lepiej żeby nie wiedział. Nie było takiego zaopatrzenia w artykuły spożywcze jak dziś i lepsze kąski trzeba było wynajdywać, dowiadując się o nich pocztą pantoflową. Na karpia w czymś tam trzeba było się zapisać i chyba zapłacić z góry. W każdym razie rzecz była wyjątkowo cenna i do odebrania w Wigilię przed południem.

Więc pojechałem. Wprawdzie od samego rana byłem ganiany na zasadzie „przynieś, podaj, pozamiataj” –  mężowie wiedzą jak to hula –  i nie dojadłem, ale nawet nie miałem czasu, żeby o tym pomyśleć. A insuliny były wtedy zupełnie inne niż dziś i łatwo było o hipoglikemię.

 Nie wiem jaka dobra wróżka wysłała razem ze mną mojego Ojca.

Dojechaliśmy w pobliże miejsca docelowego, bo nie dało się sensownie zaparkować (już czułem się nie za bardzo), zostawiłem Staruszka w samochodzie i poszedłem po karpia. Nie doszedłem. Poczułem, że zaraz padnę. Wszedłem w pierwsze drzwi, jakie mi się nawinęły (to chyba był jakiś barek), doszedłem do lady i chwilowo zniknąłem ze świata ludzi przytomnych.

Ojciec siedział cierpliwie godzinę - może kolejka, może jeszcze robią- a potem zostawił niezamknięty samochód (przezornie zabrałem kluczyki) i poszedł mnie szukać. Szybko stwierdził, że po karpia nie dotarłem i wszczął alarm. Nie mógł trafić na mój ślad, bo zszedłem sobie dyskretnie, w lokalu na boku. Dziś takie rzeczy łatwo się mówi. Wtedy nie było Internetu ani telefonów komórkowych. Ojciec znalazł (!) działającą budkę telefoniczną i zadzwonił do domu, a rodzina rozpoczęła akcję poszukiwawczą. Policja, pogotowie, izba wytrzeźwień (może ktoś się nie poznał) i wszystkie warszawskie szpitale. Zero trafień. Był człowiek - nie ma człowieka. No i nie ma karpia. Ojciec nie zabrał, miał co innego na głowie.

>> Karp – zdrowszy w galarecie niż smażony. Jakie wartości odżywcze ma karp?

Wyobraźcie sobie, że pogotowie, które oczywiście zostało wezwane przez obsługę barku, nie przyznało się, że miało takiego delikwenta. Nawet im się nie dziwię. Leży nieprzytomny, pierwsze badania w normie, wódką nie zionie, a kontaktu nie ma. Kłopot. Zajrzeli do dowodu, zobaczyli, gdzie mieszkam, i odstawili do szpitala najbliższego mojemu miejscu zamieszkania, czyli do Pruszkowa. A rodzina szukała mnie w szpitalach warszawskich, bo przecież tam zniknąłem.

Straszna sprawa. Wigilia nieubłaganie nadciąga, karpia nie ma, kurier zniknął, otwarty samochód w środku Warszawy i co dalej. Najpierw zajęli się oczywiście samochodem. Pojechało dwóch kierowców z zapasowymi kluczykami i przywieźli (no, niesprawiedliwy jestem, bo akcja telefoniczna trwała bez przerwy). Ale potem pomysły się skończyły i pozostało czekanie. Nie ma nic gorszego.

A ja sobie bujałem w niebycie. Zrobili mi wszelki dostępne wtedy badania i wszystko wydawało się w porządku, tylko delikwent nieobecny. Wreszcie dyżurna lekarka przeczytała ze zrozumieniem wyniki badania krwi i bez dalszej zwłoki zaaplikowała kroplówkę z glukozy. Ocknąłem się w mgnieniu oka. Rozglądam się - szpital. Ale który? Przechodzi jakaś biało ubrana kobieta, więc pytam, jak człowieka: Gdzie ja jestem? A ona słodziutko: A jak się panu wydaje? I poszła. Co za idiotka? - pomyślałem. Co tu robić? Podpięty jestem do kroplówki, nie problem, można wziąć w garść, ale widzę, że mam na sobie tylko górę od dyżurnej szpitalnej piżamy. Jak wstanę szukać kontaktu z kroplówką w ręku i gwizdkiem na wierzchu, odstawią mnie zaraz po sąsiedzku do Tworek.

Na szczęście trafił się wkrótce ktoś kumaty. Podałem numer telefonu do domu i mnie odebrali.

Na Wigilii nie było tylko karpia. Ale tak zadowolonej rodziny dawno nie widziałem. Może mnie lubią?

>> Świąteczny pieczony karp z warzywami – mniej kaloryczny i bez glutenu

Poznaj naszego eksperta
Kuba Odechowski / Apteline.pl

Kuba Odechowski

Pasjonat dronów i diabetyk z ponad 50-letnim stażem cukrzycy typu 1. Na swoim przykładzie udowadnia, że warto starać się o dobre glikemie, sam cieszy się świetną kondycją i brakiem powikłań.

Zobacz także

Przepis na karpia wigilijnego − trzy sposoby

Autor:

Dominika Robaszkiewicz

Data publikacji: 18.12.2017

Boże Narodzenie od dziecka kojarzyło mi się z pływającym w wannie karpiem. Przyznaję, że zawsze tak bardzo żal mi było tej ryby, że nie odważyłam się jej spróbować. Dopiero kilka lat temu zjadłam ją po raz pierwszy na wigilii u teściów. Od tamtej pory jest to jedna z moich ulubionych ryb.

Czytaj więcej

Paszteciki wigilijne z kapustą i cieciorką − przepis

Autor:

Joanna Dronka-Skrzypczak

Data publikacji: 19.12.2017

Paszteciki wigilijne świetnie smakują z czerwonym barszczem na świątecznym stole. Jednak tym razem zamiast kapusty proponujemy dodać do farszu cieciorkę, a do ciasta mąkę gryczaną, która doda mu wyrazistości.

Czytaj więcej

Świąteczna zupa grzybowa bez nabiału i glutenu − przepis

Autor:

Joanna Dronka-Skrzypczak

Data publikacji: 20.12.2017

Każdy ma swój przepis na świąteczną zupę grzybową. W niektórych domach robi się ją na podgrzybkach, w innych na borowikach. Czasami dodaje się śmietany albo zasmażki. Lekkie zmodyfikowanie tradycyjnego przepisu i wprowadzenie nowych smaków to nie tylko ukłon w stronę alergików, ale też okazja do przełamania tradycji.

Czytaj więcej