Czy potrzebujemy aktywności fizycznej, jeśli i bez niej jesteśmy w stanie utrzymać nasze glikemie w normie?
Trzy pędzące rumaki

Nie pamiętam, skąd mam w głowie to porównanie, ale na pewno nie wymyśliłam go sama. Chodzi o leczenie cukrzycy przedstawiane w postaci trzech galopujących koni. Zwierzęta biegną w jednym tempie, żaden nie wyprzedza pozostałych. Jeden z nich uosabia insulinę, drugi – zdrowe odżywiania, trzeci – aktywność fizyczną. Takie metaforyczne przedstawienie teorii, którą wszyscy znamy. Znać nie znaczy jednak praktykować. Śmiem twierdzić, że osoby z cukrzycą typu 1. koncentrują się głównie na insulinie, dwójkowicze na lekach doustnych i diecie. Gdzie w tym wszystkim jest aktywność fizyczna? Czy faktycznie traktujemy ją jako „lekarstwo” na cukrzycę? Czy w ogóle potrzebujemy aktywności, jeśli i bez niej jesteśmy w stanie utrzymać nasze glikemie w normie?
Insulinooporność w cukrzycy typu 1. – realne zagrożenie
Wydaje się, że aktywny tryb życia przy cukrzycy nigdy nie był tak łatwy do prowadzenia, jak obecnie. Dzięki nowoczesnym insulinom i nowym technologiom diabetycy mogą uprawiać sport nawet na poziomie zawodowym. W tym tekście jednak nie o zawodowstwo chodzi. Chodzi o to, jak zmieniają się pacjenci z cukrzycą typu 1.
Czytaj także: Insulina a uprawianie sportu
Kiedyś nie było wątpliwości, że „jedynka” jest szczupła, a insulinooporność to cecha charakterystyczna osób z cukrzycą typu 2. Dzisiaj mamy w tym temacie pomieszanie z poplątaniem. Coraz częściej wśród osób z cukrzycą autoimmunologiczną występuje oporność na insulinę. Dlaczego? Bo mają za dużo tkanki tłuszczowej w okolicy talii.
Pamiętam, jak po zdiagnozowaniu u mnie cukrzycy pani diabetolog, tzw. lekarz starej daty, stwierdziła autorytarnie – do końca życia masz być chuda jak patyk. Nie możesz pozwolić sobie na tycie, chorując na cukrzycę typu 1. Nie minęło ćwierć wieku i ta prawda już nie obowiązuje. „Jedynki” coraz częściej mają nadwagę. To skutek uboczny tego, że z cukrzycą żyje nam się teraz łatwiej i wygodniej. Wystarczy wyjąć pompę, by podać bolusa. Można to zrobić 20 razy na dobę. Mieć dobre glikemie i… zwiększającą się masę ciała.
Prawidłowa glikemia to nie wszystko
Uczulani jesteśmy tylko na kwestię glikemii. Mamy mieć „dobre” cukry, żeby uniknąć powikłań mikronaczyniowych. Nikt nam nie mówi o tym, że jak będziemy coraz ciężsi, to bez wątpienia rozwinie się u nas zespół metaboliczny. Nadciśnienie, podwyższony poziom cholesterolu, miażdżyca… A stąd już naprawdę niedaleko do chorób sercowo-naczyniowych, które dziesiątkują osoby z cukrzycą typu 2. Jedynki robią się coraz bardziej podobne do dwójek – dotyczy to zarówno naszego wyglądu, jak i problemów zdrowotnych, które mamy poza samą cukrzycą.
Aktywność fizyczna zamiast metforminy
Chorując na cukrzycę typu 1., z upodobaniem powtarzamy, że nie ma czegoś takiego jak dieta cukrzycowa. Bo przecież nie ma takiego jedzenia, na które nie można by podać odpowiedniej ilości insuliny.
A insulina jest hormonem anabolicznym, czyli takim, który powoduje wzrost komórek. I tak, to prawda, biorąc jej bardzo dużo mamy większą tendencję do tycia. Insuliny nie możemy limitować, ale możemy dołożyć do terapii czynnik, który wzmocni jej działanie, dzięki czemu będziemy wstrzykiwali jej mniej. Nie, nie chodzi o metofrminę. Chodzi o aktywność fizyczną. Konia pociągowego w walce o zdrowe życie z cukrzycą. Nie pozwalajmy na to, by pozostawał w tyle.
Życzę Wam aktywnej majówki!







