Czy mając cukrzycę jestem osobą niepełnosprawną? Wszystko zależy od tego, jak definiujemy niepełnosprawność. W powszechnym rozumieniu oznacza ona trudności z poruszaniem się. W tym kontekście trudno mówić o diabetyku jako o osobie niepełnosprawnej.
Cukrzyca a niepełnosprawność

To, że moje komórki beta trzustki nie produkują insuliny nie oznacza, że nie jestem sprawny fizycznie. Wyobraźmy sobie sportowca z cukrzycą. Na igrzyskach olimpijskich wystąpi on wraz ze zdrowymi sportowcami. Z powodu cukrzycy nie ma prawa startu w paraolimpiadzie, chyba, że cierpi na jeszcze jakiś rodzaj niepełnosprawności fizycznej (np. miał amputowaną nogę). Teoretycznie, wszystko jasne…
Polska specyfika
W Polsce jednak mamy bardzo specyficzną sytuację, bo pacjent z cukrzycą (ale też z każdą inną chorobą przewlekłą), chcąc uzyskać jakąkolwiek pomoc ze strony państwa, może wnioskować jedynie o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności. Tylko na tej podstawie może oczekiwać systemowej pomocy, np. zasiłku pielęgnacyjnego. Orzekanie też jest dość niejednoznaczne i ta sama osoba może otrzymać przez jeden zespół ds. orzekania o niepełnosprawności stopień lekki, a przez inny zespół – stopień umiarkowany. Różne stopnie niepełnosprawności oznaczają różne formy wsparcia, a im „cięższy” stopień, tym więcej „przywilejów”. Stopnie niepełnosprawności są trzy: lekki, umiarkowany i znaczny. Osoba chorująca jedynie na cukrzycę najczęściej otrzymuje jeden z dwóch pierwszych stopni, a jeśli ma jakieś cukrzycowe powikłania, to w zależności od ich zaawansowania i możliwości samodzielnego funkcjonowania, może otrzymać jeden z trzech – wszystko zależy od jednostkowych przypadków.
Jak możemy skorzystać?
A tak naprawdę to po co nam stopnie niepełnosprawności? Osoby z orzeczeniem mogą np. odpisać koszty związane z leczeniem w rozliczeniu podatkowym. Osób ze stopniem co najmniej umiarkowanym dotyczą inne zasady pracy m.in. mają dodatkowe 10 dni roboczych urlopu oraz 7-godzinny dzień pracy. Studenci na niektórych uczelniach mogą otrzymać stypendium dla osób niepełnosprawnych – im wyższy stopień, tym większe dofinansowanie ze strony uczelni. W niektórych miastach, np. w Warszawie, osoby z co najmniej umiarkowanym stopniem niepełnosprawności mają 50% zniżkę na przejazdy komunikacją miejską. W określonych przypadkach, osoby z co najmniej umiarkowanym stopniem mogą liczyć też na zasiłek pielęgnacyjny. Niektóre przywileje dla osób ze stopniem niepełnosprawności mają także pracodawcy ich zatrudniający. To tylko niektóre z rodzajów wsparcia. Niektórzy zastanawiają się „po co mi to, przecież nie jestem niepełnosprawny”. Ale z drugiej strony wsparcie przekłada się na sprawy finansowe (tańsze bilety, stypendia). Skoro i tak na cukrzycę muszę wydawać krocie (koszty związane z receptami, czy leczeniem pompą insulinową), to jest to przynajmniej jakieś „wynagrodzenie” strat, które przez cukrzycę mam.
Można inaczej?
Moim zdaniem jest to jednak pomieszanie z poplątaniem. W Irlandii, w której mieszkam, osoba z cukrzycą nie jest uznawana za „niepełnosprawną” i żadne „przywileje” jej z tego tytułu nie przysługują. Jednakże wszystkie koszty związane z leczeniem cukrzycy – koszty insulin, zestawów infuzyjnych, glukagonu itp. – są w pełni refundowane przez państwo w ramach wsparcia osób chorych przewlekle. Jest specjalna lista takich chorób i każdy lek czy terapia wyznaczona przez zespół leczący jest dla pacjenta „bezpłatna”. Z kolei osoby faktycznie fizycznie niepełnosprawne mogą liczyć na szereg innych rodzajów socjalnego wsparcia (np. zasiłek). Takie podejście jest chyba bardziej racjonalne niż stopnie niepełnosprawności. W Polsce mamy system jaki mamy, więc jeśli chcemy, by państwo w jakikolwiek sposób nas wspierało, musimy stać się „niepełnosprawni”. Nawet jeśli występujemy na igrzyskach olimpijskich dla osób zdrowych.





